16-07-2019

Wywiady

Zostań w pudełku!

Dlaczego nie należy myśleć out of the box

Marta Smyrska

Z Bartoszem Stawskim, trenerem metody SIT, rozmawia Marta Smyrska.

Chcę porozmawiać o Systematic Inventive Thinking. To opracowana w Izraelu metodyka, która umożliwia praktyczne podejście do tworzenia innowacji i rozwiązywania problemów. Uczy ona odbiorców, aby nie starali się myśleć out of the box, ale przeciwnie: zostali w pudełku i używali dostępnych narzędzi. Czy myślenie out of the box się nie sprawdziło? Czy jest passe?

Nie wiem, czy jest passé. Należałoby powiedzieć, że nie tyle jest passé, ale że badania naukowe pokazują, iż postulat myślenia out of the box jest niewłaściwy, bo wcale nie prowadzi do tego, żeby być skuteczniejszym w działaniu polegającym na szukaniu innowacji. Bo co to znaczy out of the box? W potocznym rozumieniu, że prosimy ludzi, aby porzucili wszelkie ograniczenia i porzuciwszy je, szukali nowych pomysłów. Z punktu widzenia procesów poznawczych jest to jedno z najtrudniejszych zadań! Bo to jest tak, jakbyśmy położyli przed sobą czystą kartkę i mieli napisać coś, co nie istnieje. Nasz mózg w ogóle sobie z tym nie radzi, bo nawet nie ma punktu startowego.

Jeśli miałbym krytykować postulat out of the box, to dlatego że on nie tylko wcale ludziom nie pomaga, ale jeszcze bardziej utrudnia im zadanie. Żeby ułatwić pracę umysłowi, należy przyjąć jak najwięcej ograniczeń. Im bardziej inside the box się znajdziemy, im bardziej ograniczamy nasze pole poszukiwań, tym łatwiej będzie naszemu umysłowi.

Zadałam to pytanie, bo kilka dni temu widziałam posta na LinkedIn. Jego autor szukał szkoleń, które uczą właśnie myślenia out of the box.

Ludzie używają sformułowania out of the box, nie rozumiejąc jego istoty. Samo sformułowanie wzięło się z pewnego eksperymentu, który doprowadził do tego, że ludziom kazano mentalnie „wyjść z pudełka”, bo wtedy znajdą rozwiązanie swojego zagadnienia. Co z tego, skoro gdy ludziom kazano to robić, wcale nie byli skuteczniejsi. Bo „wyjść z pudełka” to nadal nie jest żadna praktyczna wskazówka. Ludzie potocznie używają tego  formułowania na „szukam narzędzi, które pozwolą mi myśleć bardziej innowacyjnie”. Przy czym powszechne rozumienie jest takie, że innowacja oznacza porzucenie ograniczeń, a jest wręcz przeciwnie, musimy przyjąć ich jak najwięcej.

To… na czym konkretnie polega Twoja praca? W jaki sposób zmieniasz kierunek myślenia o innowacjach?

Dzisiaj analogia, która najlepiej tłumaczy moją rolę zawodową, wygląda tak, że ja jestem nauczycielem WF-u czy też trenerem personalnym, tak jak na siłowni. Jedyna różnica jest taka, że ja nie ćwiczę mięśni ciała, ale mięśnie umysłowe. Poza tym wszystkie pozostałe analogie, związane z chodzeniem na siłownię, są takie same. Bo po pierwsze to, co mówimy w SIT: wszelkie procesy myślowe, w tym tworzenie innowacji, to nie jest talent, ale skill, czyli umiejętność. Każdy się może tego nauczyć.

Moją ulubioną analogią są wspomnienia z lekcji WF-u z podstawówki. Każdy z nas pamięta, że nawet najgorsza klasowa łamaga po jednej lekcji była w stanie zrobić przewrót w przód na materacu, tzw. fikołka. Po jednej lekcji każdy z nas „obczaił, jak się to robi” na materacu (no, niektórym wuefista musiał w tym pomóc lekko). Ale potem, żeby zostać mistrzem fikołków, należy codziennie, systematycznie ćwiczyć. Do tego wuefista nie był już potrzebny. W tym, co ja robię, jest tak samo. Jedyna różnica na plus jest taka, że o ile w ćwiczeniach fizycznych nasze granice się bardzo wolno przesuwają, to w przypadku ćwiczeń umysłowych te granice przesuwają się bardzo szybko.

Moja praca polega na tym, żeby jak najszybciej zainstalować ludziom w głowach różne procesy, o których mówię, że „nie są zamiast, ale oprócz”. Nie mają zastąpić tego, jak działamy, ale uzupełnić o takie narzędzia, które bardzo poszerzają paletę tych możliwości, które przychodzą nam do głowy, kiedy szukamy rozwiązania jakiegoś problemu. Rozwiązania, które absolutnie nie są w granicach możliwości, to takie, które spontanicznie nie przyjdą nikomu do głowy. Trzeba w tym ćwiczyć umysł, na tym polega moja rola.

W jakim momencie się pojawiasz? Z czym najczęściej przychodzą do Ciebie klienci?

Najczęściej przychodzą z takim poczuciem: „potrzebujemy, aby ktoś nas nauczył, jak być skutecznym”. Przychodzą z przekonaniem, że chcą być trochę skuteczniejsi w czymś. A czasem przychodzą ludzie z innym procesem, bo ja też jestem facylitatorem, czyli uprawiam tzw. proces consulting. Używając mojej wiedzy i doświadczenia, mogę zdyscyplinować grupę i poprowadzić jej pracę tak, żeby w ciągu jednego dnia wypracować skuteczne rozwiązanie jakiegoś problemu albo zbudować portfel pomysłów na nowe produkty lub usługi.

W ciągu jednego dnia?

Jeden dzień w zupełności wystarczy, żeby sobie wypełnić pipeline (koszyk innowacji, rezerwuar pomysłów) na najbliższe pół roku.

A jak wygląda taki proces? Przychodzisz rano do sali szkoleniowej i spotykasz się z ludźmi z jakiejś firmy, tak? Jak duża jest to grupa?

Optymalnie lubię pracować w grupie ok. 20 osób – ze względu na proces, wtedy postęp prac jest wystarczająco szybki, a zarazem do opanowania przez wszystkich. Jak to wygląda: a) przychodzę, b) ustalam, co robimy, c) pokazuję narzędzia, d) zaczynamy pracę w dwuosobowych grupach. W ramach jednego dnia warsztatowego generujemy dziesiątki, a nawet setki niestandardowych pomysłów, które na sam koniec, w oparciu o kolejne narzędzia, filtrujemy i wybieramy te, które mają największy potencjał wdrożenia.

Można powiedzieć, że ten proces składa się z dwóch etapów. W pierwszym z nich otwieramy cegielnię, w której będziemy produkować bardzo dużo cegieł, a w drugim z tych cegieł budujemy dom. Jak wiadomo, w cegle nie da się zamieszkać, ale z cegieł można zbudować dom, w którym już można zamieszkać.

Kto konkretnie do Ciebie przychodzi po pomoc? Jakiego rodzaju są to firmy?

Wszelkiego. I duże, i małe. I korporacje wielkie, i mniejsze. Ponieważ narzędzia są uniwersalne, uniwersalnie można je stosować, niezależnie od wielkości firmy i rodzaju zagadnienia. Ci ludzie przychodzą do mnie jak do lekarza – „wiemy, że pan leczy z tych chorób, to proszę nas wyleczyć”.

Czy to, co robisz, staje się dzisiaj nowym wymogiem? Innowacyjność w myśleniu i działaniu to mantra współczesności. Dzisiaj od każdego pracownika wymaga się kreatywności.

Rzeczywiście temat innowacji, innowacyjność, stał się ostatnimi laty tak popularny i okrzyczany, że coraz więcej organizacji próbuje coś z tym robić. Rośnie też świadomość, że to nie polega na tym, że teraz sobie usiądziemy i będziemy na trzy cztery innowacyjni. Najpierw organizacje próbują coś zrobić spontanicznie, a potem się orientują, że nie są w stanie tego zrobić samodzielnie. No bo co z tego, że zbierzemy ludzi i powiemy: „a teraz mamy być innowacyjni”. Bo co to znaczy? Z takim poleceniem żaden normalny człowiek nic nie umie zrobić.

To… jaki jest prawidłowy mindset? Co powinien robić menedżer, żeby wyzwolić w zespole kreatywność?

Postulat, który nam przyświeca, to: „Don’t do innovation, innovate in what you do”. Co on w praktyce oznacza? Że istnieją różne techniki stymulowania innowacji, których jesteśmy w stanie nauczyć ludzi w jeden dzień. Te różne techniki trzeba, i to jest odpowiedzialnością kierownictwa, jak najszybciej uczynić elementem standardowych narzędzi, którymi każdy menedżer się posługuje w ramach swojej codziennej procedury zarządzania. Trochę na zasadzie: i tak każdy menedżer spotyka się z zespołem co tydzień. 10-15 minut takiego spotkania może na pewno poświęcić na zadanie ludziom jednego konkretnego narzędzia myślenia innowacyjnego.

Najlepiej w ogóle nie używać słowa innowacja. Ważne, żeby menedżer powiedział ludziom: „Słuchajcie, szukamy usprawnień w procesie, a teraz przez 15 minut zajmiemy się na przykład tzw. odejmowaniem, czyli pewnym ćwiczeniem umysłowym, które pozwoli nam na wygenerowanie nowych pomysłów”. To ćwiczenie daje ludziom wiele radości. I za drugim, trzecim razem sami zobaczą, jakie świetne pomysły przychodzą im wtedy do głowy. Ponieważ zadaliśmy na początku bardzo dziwne pytanie, które pozwoliło nam dostrzec potencjał, którego wcześniej nie widzieliśmy. Kluczem do sukcesu jest wkomponowanie tych technik umysłowych w codzienność miejsca pracy.

Wspomniałeś o technice odejmowania. Czy to jest tak, że dzisiaj ludziom szczególnie potrzeba odejmowania?

Wspomniałem o odejmowaniu, bo ono jest najprostsze w zastosowaniu, tzn. najmniej wysiłku trzeba włożyć, żeby je wytłumaczyć. I najłatwiej je ludziom zastosować, żeby z zaskoczeniem odkryć, jakie jest efektywne.

Bo ja chciałam to połączyć z taką pozorną wszechmocą, która polega na tym, że mamy dzisiaj tyle możliwości, że nie wiadomo na czym się skupić.

To prawda i dlatego postulat out of the box jest bez sensu. Bo on każe ludziom założyć, że mamy nieskończenie wiele opcji – coś, w czym nasz umysł natychmiast się gubi. My właśnie mówimy, że trzeba zawęzić obszar do niezwykle precyzyjnie sformułowanego punktu startowego, ale zrobimy to tak, aby nasz punkt startowy był na tyle dziwny, że pobudzi nas do dyskusji.

To, co ty proponujesz – to jest zupełna zmiana tego kierunku, w którym zwykle się postępuje przy wymyślaniu nowych produktów. „Koncentruj się na potrzebach twojego klienta” – mówią nam. „Odkryj, czego on potrzebuje, i spróbuj tę potrzebę zaspokoić”. Ty natomiast proponujesz skupić się na istniejącym produkcie. Dlaczego?

Niestety doświadczenie pokazuje, że pytanie ludzi o to, co chcieliby dostać, a tego nie mają, jest pozbawione sensu. Ja zwykle żartuję, że jedyne, czego się w ten sposób dowiemy, to uzyskamy dość precyzyjne odpowiedzi na pytanie, nad czym teraz pracuje nasza konkurencja. Dlaczego? Bo natura procesów poznawczych jest taka, że pytane osoby uruchamiają wszystkie swoje fiksacje poznawcze i odpowiedzą coś, co i tak doskonale wiemy, bo sami byśmy tak odpowiedzieli. Zresztą my nie mówimy, że nie należy tego robić, ale że nie wolno na tym poprzestawać. Takie zbieranie potrzeb klientów należy uzupełnić i pójść myślowo w zupełnie innym kierunku, czyli odkryć, jaki potencjał już leży w produkcie.

Wychodzimy od produktu, bo on będzie naszym ograniczeniem?

Bardziej bym powiedział, że jeśli rozumiemy innowacje jako coś, co można wdrożyć, i jeśli za punkt startowy obierzemy coś, co już istnieje, to skoro już jest, to znaczy, że wypracowany przez nas rezultat też będzie nadawał się do wdrożenia.

Jeśli chodzi o innowacje produktowe, łatwiej zidentyfikować poszczególne elementy, dużo trudniej zrobić to w usługach. W jaki sposób wykorzystać SIT w marketingu lub sprzedaży?

Moim zdaniem w usługach jest jeszcze fajniej, bo naturą usług jest to, że są niematerialne i nie ma żadnych ograniczeń innych niż te, które sobie zbudowaliśmy w głowie. Bo czymże jest usługa? Jest jakaś umowa z klientem, że wykonanie pewnych czynności przez kogoś, w określony sposób, jest coś warte dla kogoś. Możemy dowolnie sobie manipulować tym, co ktoś robi, w jakiej kolejności, dla kogo…

Największy potencjał na tworzenie nowych produktów jest w usługach!

 

Wychodzimy od istniejącej usługi, którą już świadczymy, i zastanawiamy się, jak możemy zrobić to inaczej, tak?

Nie tyle zastanawiamy się, jak to robić inaczej, ile zastanawiamy się, co by się stało, gdyby naszą usługę popsuć w pewien określony sposób, i pomyśleć nad tym, co z tego wynika, że ją zepsuliśmy, oraz jakie nowe korzyści się w efekcie pojawiają i dla kogo.

Największy potencjał na tworzenie nowych produktów jest w usługach! Najlepiej w ogóle nie używać słowa innowacja. Ważne, żeby menedżer powiedział ludziom: „Słuchajcie, szukamy usprawnień w procesie, a teraz przez 15 minut zajmiemy się na przykład tzw. odejmowaniem, czyli pewnym ćwiczeniem umysłowym, które pozwoli nam na wygenerowanie nowych pomysłów”.

Zepsuć usługę, świetne! Czy masz dla nas jakiś przykład innowacji w obszarze handlu albo łańcucha dostaw?

Niedawno pracowałem przy przedsięwzięciu, gdzie spotkała się koalicja producentów opakowań i producentów napojów. Szukaliśmy innowacyjnych rozwiązań ułatwiających ludziom recykling. I jednym z ciekawych pomysłów, który się pojawił, było przyjęcie założenia, że wszyscy producenci produktów spożywczych powinni się umówić na to, aby każde opakowanie produktu zawsze miało odpowiednio duży i wyraźny pasek w kolorze oznaczającym pojemnik, do którego ma zostać wrzucony.

I to jest dokonały pomysł!

Doskonały w swojej prostocie. Wystarczyło zadać odpowiednie pytanie. Przy czym wydaje się, że najbardziej przełomowym rozwiązaniem problemu recyklingu śmieci i ich segregacji jest, paradoksalnie, umówić się na jedno rozwiązanie, czyli np. że wszystkie produkty będą opakowane w plastik. Dlaczego? Bo wtedy raz na zawsze rozwiążemy problem segregacji. Bo wszystko, co trafia do śmieci, będzie plastikiem, który podlega recyklingowi. Bo my się próbujemy poruszać w obszarze ulepszania czegoś, zamiast zaatakować przyczynę. Narzędzia systematycznego myślenia techniki wywodzą się z techniki TRIZ, opracowanej przez Altszullera. Jedna z zasad TRIZ mówi: jak masz z czymś problem, to po prostu to usuń. Jeśli masz problem z segregacją śmieci, usuń wszystkie inne śmieci, zostaw jeden, wtedy problem się sam rozwiąże.

Genialne w swojej prostocie! Ilu osobom zaszczepiłeś tego bakcyla myślenia?

Myślę, że można już to liczyć w setki, jak nie w tysiące osób. Szkolenia, które prowadzę, polegają na tym, żeby ich uczestnicy stali się, ucząc ode mnie, samodzielni w ich używaniu.

Narzędzia są proste, łatwo je poznać, ale potem trzeba ćwiczyć. Bardzo dobrym wskaźnikiem, że ktoś posiadł umiejętność, jest to, że nie używa moich przykładów, ale podaje swoje własne. Umie wytłumaczyć na własnym przykładzie. Nie tylko potrafi powtórzyć jakąś zasadę, ale przełożyć ją też na codzienną praktykę.

No właśnie, nikt nas nie uczy systematycznego myślenia. Dlaczego to jest takie trudne?

Tak działa ludzki umysł – budujemy w sobie pewne wzorce, które automatyzują naszą codzienność, nasze postępowanie. Nasz umysł, z oszczędności energii i zwykłego lenistwa, stara się na każdą sytuację, z którą ma na co dzień do czynienia, jak najszybciej wypracować jakiś automatyczny wzorzec. Z jednej strony jest to bardzo użyteczne, bo badania naukowe pokazują, że rezerwuar energii na intensywne myślenie jest bardzo ograniczony. Nie dałoby się o wszystkim, na co dzień, intensywnie myśleć. Sztuka innowacyjnego myślenia polega na tym, aby nauczyć nasz umysł myślenia w sposób niestandardowy. Aby stało się ono dla naszego umysłu czymś automatycznie łatwym. Trzeba go w tym wyćwiczyć.

To jak, zaczynamy od 15 minut dziennie?

Bardzo dobrze jest wyrobić sobie nawyk: dla zabicia czasu zrobię ciekawe ćwiczenie. Np. jadę metrem i zadam sobie pytanie: jak musiałyby wyglądać drzwi, żeby przy ich pomocy rozwiązać problem: że rano ludzie się pchają, żeby wyjść, a po południu pchają aby wejść. Czyli zajmować umysł ćwiczeniem, patrząc na elementy otoczenia, tak aby użyć którejś z pięciu technik i zobaczyć, do czego to doprowadzi.

To trochę tak, jakbym – siedząc na kanapie i oglądając telewizję – brał dodatkowo do ręki ciężarki. Jedno drugiemu nie przeszkadza. Można ćwiczyć bicepsy, oglądając telewizję. Z innowacyjnym myśleniem jest tak samo.

Bardzo Ci dziękuję za rozmowę. Zrozumiałam, że innowacyjność to postawa, nawyk, wymaga zdecydowania i chęci, aby w codziennej pracy ją wdrożyć. Ale jestem przekonana, że warto!